Rafał pochodzi z Wrocławia. Na swoim blogu biker81 pisał:

Rok temu jechałem na pielgrzymkę nocnym pociągiem. Tym razem nie było tak łatwo. Owszem był nocny pociąg ale na miejscu był dopiero koło 10 a nie chciałem potem z sakwami gonić grupy. Zdecydowałem się pojechać pociągiem o 11:30.

Czwartek 13.09.2012
Pierwszy dzień pielgrzymki nie bez powodu jest nazywany „dniem sklepowym”. Nikomu nie chcę się za bardzo jechać. Trasa jest mocno pofałdowana, trzeba znowu wpaść w rytm jazdy wyprawowej.
Tradycyjnie mamy spotkanie organizacyjne w Przylasku. Od tej pory grupa terenowa jedzie inną trasą niż grupa szosowa.

Piątek 14.09.2012
Drugi dzień nie zapowiada ładnej pogody. Od rana kropi deszcz.
Najpierw jedziemy zwiedzić Starachowice /red. Strachocin/, miejsce urodzin św. Andrzeja Boboli.

Sobota 15.09.2012
Rano pogoda nie zapowiadała się najlepiej. Po Mszy św. okazuję się, że nie będzie aż tak źle.

Po mszy św. Mamy jeszcze trochę czasu na obiad I pożegnanie się z innymi uczestnikami pielgrzymki.
Na mszy pojawia się Ania Kingą .

Niedziela 16.09.2012
Po obiedzie i spakowaniu się do samochodów ruszamy do Rzeszowa autem. Po drodze mijamy wielu uczestników pielgrzymki, którzy zdecydowali się na powrót rowerami do Rzeszowa. Ja nie mogłem sobie na takie cos pozwolić. Rano musiałem być we Wrocławiu w pracy.
Zostałem odwieziony samochodem pod sam dworzec PKP. W kasie okazuję, że nie mogę kupić biletu na pociąg TLK z Rzeszowa do Wrocławia. Musze jechać osobowym na Kraków Płaszów i tam wsiąść w kolejny TLK ,w którym rzekomo będę mógł przewieść rower. Na Płaszowie okazuje się, że nie mogę kupić biletu na rower na pociąg do Wrocławia. Już zaczynam myśleć o jakimś noclegu w Krakowie. Ale w końcu siłą argumentu zmuszam Panią w kasie do sprzedania mi biletu na moją wyraźną prośbę i odpowiedzialność. Jeszcze jej się trochę obrywa ode mnie za politykę i jakość usług świadczonych przez PKP. Pani w kasie jeszcze zaznacza na bilecie, że bilet na rower został sprzedany na moje wyraźne życzenie. Przynajmniej nie kupuje miejscówki, bo zaznaczam, że nie będę siedzieć w przedziale skoro nie ma przedziału dla rowerów. Tak wsiadam do pociągu i dojeżdżam na Kraków Główny. Tam dostawiają nowy wagon więc muszę przesiąść się do ostatniego wagonu. Ponieważ w wagonie jest mało ludzi, zajmuję miejsce w ostatnim przedziale. W międzyczasie przychodzi konduktorka, która jeszcze każe mi kupić miejscówkę za 5 zł.